niedziela, 21 lutego 2010
dj bless aka sutter kain - august underground / recenzja
Whoop Whoop! Ostatnia notka nie była zbyt treściwa, więc zabrałem się za napisanie kolejnej, mam nadzieje zabierającej trochę więcej czasu na jej przeczytanie. A o czym mogę się rozpisywać długo, nie znając końca? Nie bójcie się, nie o kolejnej gwiazdeczce Disneya. Czas na mocne, hardkorowe uderzenie z Never So Deep, czyli August Underground i solówka DJ Blessa, czy jak kto woli Sutter Kaina.
Tego pana nie muszę przedstawiać. Już swoim image potrafi inspirować, jak i denerwować, odstraszać. Podobnie jest z jego teledyskami, które lekko to ujmując potrafią zebrać na wymioty. No cóż... Taki już Bless jest i tego nie zmienimy. August Underground nową płytą już nie jest, bo pochodzi z roku 2007 jednak dla fanów mocnych rockowych brzmień (czyli mnie) i hardkorowej nawijki (nawet odbiegającej od ideału) to materiał "must have".
Sam Sutter Kain rodzaj "uprawianej" przez siebie muzyki nazwał ghetto metalem i nie trudno jest się z tym zgodzić. Metalowe brzmienia znakomicie urozmaicają brzmienie bitów na tej płycie, a nawijka będąca mieszanką horroru z ulicznym życiem wypada w takim brzmieniu idealnie. Dla wielu może wydać się, że nawijka Kaina jest nudna i szybko się nudzi. Artysta nadrabia to charyzmą i agresją z jaką wypluwa kolejne wersy. To właśnie jedne z jego największych atutów. Nie przejmuje się krytyką, maskując swoją facjatę maską nadal nawija mocne, uderzające wersy.
Płyta na pewno nie jest dla zwykłego słuchacza rapu. Pomijając nawet to, że rap potrafi być brutalny. Sutter Kain to wyższy poziom brutalności. Może nawet momentami śmieszyć, że robi z siebie takiego kozaka, ale nie można odmówić mu wersów, które są na prawdę dosadne, a przestraszyć momentami potrafią. Tego temu Panowi nie zabierzemy. Największą szkodą jest to, że Sutter Kain prawdopodobnie już nie wyda własnego solo, bo skupił się na robieniu bitów. A szkoda, bo na prawdę brakuje mi tak wyrazistej postaci w rapgrze.
Ode mnie dla tej płyty 7 na 10. Czemu tak słabo? Fakt, kilka numerów jak "August Underground", "Cannibal Ferox", czy "Hazballah", a nawet "Requiem for a dream" to na prawdę mocne pozycje, jednak tej płycie brakuje zrównoważenia. Kain przeplata wymienione kawałki ze słabszymi, które niestety, ale mnie tak nie porwały. Płyta jest odrobinę gorsza od Black Sunday w duecie z Donnie Darko, ale nie odmawiam jej niczego. Posłuchać jej lubię, a niska ocena w tym przypadku mówi tylko o tym, że Bless mógł wydać klasyk sam w sobie, jednak się odrobinę nie postarał
tagi chyba:
dj bless,
dj bless aka sutter kain,
recenzja,
sutter kain
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Chuj może jest to troche prymitywne, monotonne i nudne ale w chuj się wszywa ta płyta a już szczególnie na wkurw:D Zgadzam się z oceną a i sam Kain napewno potrafiłby zrobić wyrównany materiał i mam nadzieje że pokaże to na nowej płycie.
OdpowiedzUsuń